wtorek, 6 marca 2012

David Gilmour - On An Island

"(..)Encumbered forever by desire and ambition There's a hunger still unsatisfied(..)" i tak jak aktualne były te słowa blisko 20 lat temu, kiedy "High Hopes" wraz z albumem "The Division Bell" miało swoją premierę. Tak i dzisiaj zagonieni, sponiewierani współczesnością, karierą, pracą sprawiamy, że głód sukcesu zamiast zmniejszać się, staje się już prawie niemożliwy do zaspokojenia. 
Ale są jeszcze pewne lekarstwa, środki, które choć na chwilę wyciągają nas z tego niekończącego się wyścigu.
Dzisiaj  6. marca, rocznic kryje w sobie kilka.
66 lat temu na świat przyszła osoba, która zmieniła w moim życiu wiele - David Gilmour - the Voice and Guitar of Pink Floyd! Ale to nie wszystko, również dzisiaj mija 6 lat od premiery trzeciego solowego albumu Gilmour'a , płyty "On An Island", która tak jak i pozostały dorobek artystyczny zdolnego Anglika stanowi odtrutkę na to co serwuje nam dzisiejszy świat.

David Gilmour urodził i wychował się w Cambridge, w rodzinie nauczycielki oraz wykładowcy tamtejszego Uniwersytetu. 
W wieku 13 lat z pomocą podręcznika instruktażowego nauczył się podstaw gry na gitarze i pewnie nie podejrzewał, że kiedyś los ,czas poświęcony na ćwiczenia, odwzajemni mu sumą 80 milionów funtów, bo na tyle obecnie szacowany jest majątek gitarzysty. W wieku 18 lat musiał całkowicie się usamodzielnić, gdy jego rodzice wyjechali na stałe do Stanów Zjednoczonych.
Od kiedy tylko poznałem sylwetkę i twórczość Sir David'a [(od 2003 komandor Orderu Imperium Brytyjskiego) i w tym miejscu należałoby podziękować Natalii Kwiatkowskiej i Maciejowi Taladze] spostrzegam go jako osobę szalenie mądrą, inteligentną i dobrze wykształconą. Praktycznie nie znam innego rockman'a, który przejawiałby podobne cechy. Być może mało wiem, ale kto w czasie najlepszym na promocję - koncercie Live 8 w 2005 roku sprzeciwiłby się zagraniu 'Another Brick in The Wall", komentując, iż przesłanie "We don't need no education" nie jest najlepszym na tę okazję lub przekazał 3,6 mln funtów ze sprzedaży londyńskiej posiadłości na działalność pewnej fundacji.
Zawsze spokojny ton, przemyślane wypowiedzi, nienaganny wizerunek - to właśnie nikt inny jak David Gilmour. 
Pomijam tych kilka "szczegółów" jakimi są te oto fakty: gitarzysta, wokalista, perkusista, saksofonista, basista, kompozytor, producent, licencjonowany pilot, poliglota m.in język francuski, hiszpański, filantrop, czy w końcu mąż i ojciec.

(David Gilmour na saksofonie )

"On An Island" to album bardzo spokojny, odzwierciedlający dojrzałość autora. 10 pozycji wydanych w formie digipack'u na kształt książki. Samo już opakowanie zapowiada, że będzie to coś niezwykłego. 
Koniecznie przy przedstawianiu tej pozycji trzeba wspomnieć o dwóch silnych, polskich akcentach. Są nimi Zbigniew Preisner (autor orkiestracji) oraz Leszek Możdżer (udzielił się w nagraniach jako pianista).
Tekstowo Gilmour'a wsparła dziennikarka, pisarka Polly Samson, prywatnie jego żona. Wydaje się, że On An Island to spójna historia, podróż, podczas której kilkukrotnie mamy do czynienia z mniejszymi, czy większymi zmianami nastrojów, jednak wciąż oscylujących wokół jednej formy.Celowo nie będę zbytnio skupiał się na muzycznej zawartości krążka, ponieważ uważam, że raz ze względu na siebie, byłaby to ocena subiektywna, a dwa nie przystoi oceniać Mistrza! Jedno jest pewne, podpisuję się obiema rękoma pod stwierdzeniem, że płytę tę trzeba mieć, przesłuchać i powracać do niej od czasu do czasu.
Ulubione pozycje: senne "On An Island", agresywne "Take a Breath", czy intrygujące 
"A Pocketful of Stones".

Z promocją płyty "On An Island" wiąże się jedyny koncert David'a Gilmour'a w Polsce, jakim był występ w Gdańskiej Stoczni. Niestety nie było mi dane uczestniczyć w tym koncercie, czego bardzo, bardzo żałuję. Bo choć w wywiadzie udzielonym "Trójce" (zaraz po koncercie) Gilmour zapowiada,że za niedługo wróci do Polski, wychodzi na to, iż zmienił swoje plany. Na samym koncercie nie byłem obecny, ale zdarzyło się coś, co do dzisiaj i pewnie przez całe życie będę wspominał. 
Podczas pobytu D.G. w Polsce nagrywałem wszystkie wywiady emitowane w "Trójce", dokonując późniejszej transkrypcji na język angielski (polski dubbing uniemożliwiał po części odbiór). Parę dni po wysłaniu materiału Manager Paul Losby wysłał mi maila z prośbą o adres. I tak za parę dni dostałem paczkę z gadżetami w podziękowaniu za przesłane nagrania.
Prosiłem o autograf, jednak Gilmour daje je niechętnie, a prawie nigdy.

Cóż mam nadzieję,że tak jak mój Mistrz obiecywał, zawita do Polski ponownie, do Krakowa, który tak bardzo przypadł mu do gustu!

1 komentarz:

  1. Świetny artykuł, Gilmour wydaje się być dobrym wujkiem, kiedy się to czyta :) Widać, że masz sentyment do Sir Davida..

    OdpowiedzUsuń