czwartek, 20 września 2012

Shoot an apple off my head!


Kiedy wybieram się na koncerty, eventy czy inne imprezy tego typu, zawsze po ich zakończeniu zadaję sobie jedno pytanie: czy to co zobaczyłem warte było ceny biletu. 19 września na Stadionie Narodowym w Warszawie doznałem szoku! A wszystkie moje odczucia można opisać jednym stwierdzeniem. Byłbym w stanie dopłacić do biletu jeszcze sporą sumę, bo to w czym uczestniczyłem - było simply the best!
  
Warszawska pogoda i długa podróż w autokarze nie nastrajały optymizmem. Pokonanie mostu Poniatowskiego w samej bluzie podczas padającego deszczu okazało się ryzykowane - przemoczone buty i wszystko inne, też. 
Kiedy dotarłem do stadionu i tu moja tułaczka nie miała końca: "Oj Pana bramka jest tam dalej", "Dzień dobry zostałem tutaj skierowany", "Tak? O pana bramka jest jeszcze gdzie indziej". I tak w końcu znalazłem się przy bramie głównej, gdzie "okradziono" mnie 
z wszelkich butelkowanych napojów. Oczywiście względy bezpieczeństwa - ponad wszystko! Patrząc na smutne miny ludzi oddających parasole pomyślałem, że może to 
i dobrze lekko zmoknąć.
Humor zdecydowanie poprawił się, gdy usiadłem na swoim miejscu i poczułem klimat dużego, na światowym poziomie koncertu! Masa nagłośnienia, telebimów, dekoracji, konstrukcji, kabli. Jak zimny pot przeszyła mnie myśl, że to wszystko już za chwilę, za momencik!

Przed zakupem biletu, gdy dowiedziałem się, że jednym z supportów koncertu będzie Frank Ocean, jeszcze bardziej zwiększyło to moje oczekiwania. W końcu mówi się o nim jako o następcy NeYo czy Ushera. Niestety parę tygodni przed koncertem Frank najprawdopodobniej przestraszył się prognozy pogody i do Polski nie przyjechał. Przed koncertem Coldplay rozgrzewali nas: Charlie XCX oraz Marina and the Diamonds. Choć obie Panie były bardzo komunikatywne, a mocny i ciekawy głos Mariny pozostał w pamięci, z przykrością przyznaję, że w porównaniu z głównym punktem imprezy, wypadły one co najwyżej średnio. Najwyraźniej po to przed zawodowcami występują supporty, aby dużo się od nich nauczyć, a przy okazji pokazać publiczności jaki poziom reprezentuje choćby np. Coldplay. Przepaść między wykonawcami, a gwiazdą wieczoru, była na tyle duża, że w najbliższym czasie nie do pokonania!

Parę minut po 21:00, a więc całkiem punktualnie, rozpoczęło się "to" na co każdy czekał! Show Time! Muzyczne intro, z elementami dobrze każdemu znanej "Back to the Future Overture" (ulubiony film Martina) odpowiednio podniosło napięcie - płynnie przechodząc do Hurts Like Heaven, gdzie bomba ostatecznie wybuchła! Mrugające opaski, dynamicznie poruszające się lasery, światła wraz z efektami pirotechnicznymi dały znak, że będzie to niezapomniana noc dla wielu osób z ponad 40 000 tłumu!
Tuż po niesamowitym wstępie zespół postanowił nie odpuszczać! Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki "In My Place" wszyscy popadli w jeszcze większą euforię. Trybuny wstały by razem z wszystkimi koncertowiczami zgromadzonymi na płycie pokazać jak wspaniale bawi się polska publiczność. Oklaski, okrzyki, podskoki! Każdy choć na chwilę przeniósł się do innego świata!
W trakcie koncertu pomyślałem, że osoba odpowiedzialna za reżyserię tego przedsięwzięcia musi mieć ogromną wyobraźnię 
i doświadczenie. Nie myliłem się! 
Anton Corbijn to osoba o bogatej historii zawodowej. Z Coldplay'em współpracował nie pierwszy raz - nakręcił klipy zespołu do singli Talk oraz Viva la vida.
Z pewnością największym atutem koncertu było to, iż nie był on tylko zwykłym odegraniem najbardziej znanych piosenek. To artystyczne przedsięwzięcie, gdzieś pomiędzy teatrem, musicalem, a świetlano-laserowym show, które, zaryzykuję określenia, kojarzyło mi się dotychczas z Davidem Gilmourem czy samym Pink Floyd. 
Widz, słuchacz nie powinien nawet na chwilę poczuć się znudzonym. Każda piosenka kryła w sobie niespodziankę. Od latających, ogromnych piłek podczas piosenki "Lovers In Japan" poprzez spokojne "The Scientist", aż po żółte balony w "Yellow" czy "tony" konfetti w kształcie figur z motywu przewodniego płyty Mylo Xyloto.      
W "Princess of China" na chwilę mogliśmy przenieść się w najdalsze zakątki Azji z nikim innym jak Rihanną. Można powiedzieć, że w pewnym momencie tłum odśpiewywał refren utworu nawet  z trzema Barbadoskami, wyświetlającym się niestety tylko na stadionowych telebimach. Na koncercie nie zabrakło też innych kompozycji takich jak: Viva La Vida, Charlie Brown (ponowne z użyciem opasek XyloBand), Paradise czy Speed of sound.

W czasie bisu Chris Martin wraz z kolegami przeszedł już chyba samego siebie. Tłum skandujący prośby, aby zespół wyszedł  na scenę i ponownie zagrał, nie spodziewał się, że Coldplay ukradkiem zszedł na płytę, przemknął niezauważony obok setek fanów, aby niespodziewanie znaleźć się pośrodku stadionu, na czymś co przypominało mały podest, aby zagrać tam w wersji akustycznej kolejne pozycje z zaplanowanej setlisty. Powrót na główną scenę również nie okazał się problemem. Oczywiście tylko dla zespołu, bo co "siedziało" w głowie zastępu ochroniarzy tworzących tunel umożliwiający powrót zespołu na scenę, na który naciskał tłum chcących choć raz dotknąć swojego idola, pozostanie do końca tajemnicą!

Koncert zakończyły numery "Clocks", "Fix you" oraz "Every teardrop is a waterfall", podczas którego wykorzystano wszelkie efekty specjalne wraz z niesamowitym mini pokazem sztucznych ogni! Miłym akcentem było używanie przez Chrisa Martina polskich słów (Dobry wieczór, dziękuję), taniec z Polską Flagą jak również przytulenie specjalnego albumu-prezentu przygotowanego przez polski fanclub.

Jedno jest pewne! Kiedykolwiek będę miał okazję usłyszeć i zobaczyć Coldplay ponownie, wydam na to choćby ostatnią złotówkę, byleby tam być!    



Zdjęcia i materiał video: google.com, alterart.pl,coldplace.eu, youtube.com

sobota, 8 września 2012

Co z tym RETROstajlem?

"Retro to termin używany do określania elementów współczesnej kultury, które pochodzą od lub są świadomą imitacją trendów w modzie, światopoglądzie, zachowaniu typowych dla niedalekiej przeszłości, a które były lub są uznawane za niemodne."

Wikipedia prawdę Ci powie, czy aby na pewno? Bo jak to? Są uznawane za niemodne? A mnie przez ten cały czas wydawało się, że to właśnie z powodu "nowej mody" na retro, jest go dzisiaj pełno, a artysta za artystą prześciga się w nagraniu kolejnej płyty w starym klimacie, w którym jak z resztą twierdzi tak dobrze (najczęściej przypadkowo) się odnalazł i nie wyobraża sobie ponownie śpiewać pop'u, dance czy rock'a. Jak widać na polskiej, ale i nie tylko, scenie mamy tych odkrywców dość sporą liczbę.

"Tego chciałam, Retrem się stałam!"


Kiedy pytają mnie :) co przychodzi mi do głowy kiedy słyszę słowo retro (kategoria: muzyka polska) bezapelacyjnie przed oczami widzę Anię Dąbrowską. W końcu cztery albumy niekiedy mniej, a częściej więcej w klimacie retro, utwierdziły mnie w fakcie, jak i pewnie samą Anię, że styl ten pasuje do jej głosu, kompozycji i pewnie też charakteru. Mam niekiedy wrażenie, że Panna Anna chciałaby urodzić się w innych, odleglejszych czasach. Patrząc na tę historię z perspektywy czasu (kolejne retro nagrania Bogdana Kondrackiego) i on jako producent musiał mieć swój potężny wkład w powstanie rozpoznawalnego stylu Ani De. Sama zainteresowana zapowiada, że piąta płyta będzie już w stylu innym, gitarowo-akustycznym. Szczerze nie dziwię się, mnie też po 8 latach śpiewania - retro znudziłoby się na dobre.


W każdym razie krok ten oceniam pozytywnie, bo kolejny retro album z pewnością znalazłaby miejsce na półkach wiernych fanów, ale wtedy stwierdzenie jednego z dziennikarzy Onetu (przyp. "Ania Dąbrowska jest już bardziej retro niż zegar z kukułką ) nabrało by podwójnej mocy.

"Opóźniony Retro Renesans"

I tak kiedy Dziewczyna od Charliego ucieka cała zakurzona, w nowe brzmienia, inni nagle odkrywają, że Retro to ich nowy, nigdy wcześniej niespotkany styl, dziwiąc się jak mogli go wcześniej nie docenić. Też zastanawiam się jak to się stało. W przeciągu ostatnich sześciu, ośmiu lat można było wejść do EMPIKu, albo spojrzeć na listę OLiS i (jak już nie zakupić to chociaż przesłuchać) "Samotność po zmierzchu", "Kilka Historii na ten sam temat" , "Rockferry" czy "Back to Black" by wymienić tylko kilka. Tak więc kogo mam na myśli? 



Oczywiście najnowszą płytę Łukasza Zagrobelnego "Ja tu zostaję" [producent nikt inny jak Bogdan Kondracki, nasz retro specjalista :) ]. I nie, nie chodzi tutaj o to, żebym Łukasza nie lubił, czuł do niego jakąś urazę. Ba! Nawet bardzo lubię jego retro single "Ja tu zostaję!" , "U mnie maj", ale po obejrzeniu paru wywiadów wspomagających promocję, w których dowiadujemy się jak doszło do tego, że zapożyczył styl z minionej epoki, dowiaduję się, że było to cud odkrycie, że bardzo dobrze się w tej stylistyce poczuł i po prostu "tam zostaje". No niestety ja w to nie wierzę i ludzi też do końca to nie przekonało. Co prawda oba single trafiłi na 1 miejsca RMF'skiej poplisty, ale płyta wyżej niż na 18 miejscu listy sprzedaży nie była, a więc w wielu domach nie gości. Aby odbiór powyższych zdań nie był przekłamany, wyjaśniam: osobiście uważam, iż płyta muzycznie jest bardzo w porządku, single tym bardziej, jednak retro w polskiej muzyce póki co się przejadło, a raczej miało  już swoje 5 minut. Kolejny dowód? 

"Amy Teliczan"



One, true lover.. True się chyba nie okazał. Kolejna polska premiera! Ania Teliczan - gwiazda Mam Talent, miała być naszą, wschodnią Amy Winehouse (tak o niej bynajmniej pisano). Stylem, urodą pewnie nią była, ale liczbą fanów i sprzedażą płyt na pewno nie. Fajna dziewczyna, wydaje się, że pojawiła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Co zatem stanęło na przeszkodzie jej wielkiej kariery? Odpowiedź jest prosta: RETRO, na tyle chciała być retro, że dołożyła do tego jeszcze starania o międzynarodowy odbiór - tekst piosenki jest w języku angielskim. Okazało się być to najgorszym z możliwych wyborów. Podobną drogę wybrał MamTalentowski kolega Ani, Piotr Lisiecki.

"Retrokrew!"

Są jednak tacy, którzy urodzili się z retro i nie można o nich powiedzieć, że je grają, że wydali album w tym styl. Oni Retro najzwyczajniej są! Pozdrawiam z tego miejsca Anię Rusowicz! Czy ktoś słuchając jakiegokolwiek nagrania Ani, ma wątpliwość co do tego, że w jej żyłach płynie coś innego niż retro krew?

Po drodze pojawia się jeszcze Andrzej Piaseczny, któremu ponoć surowy retro styl zaproponował amerykański producent Lennego Kravitz'a. Ale podobnie, jak 
i w przypadku Łukasza Zagrobelnego: muzycznie -  nie ma się do czego przyczepić. 
A nie muzycznie? Wydaje się, że wciąż wzmacniają oni definicję Wikipedii, iż retro jest zachowaniem typowym dla niedalekiej przeszłości, lecz uznawanym za.... niemodne!   

        

środa, 4 kwietnia 2012

Adele - Hometown Glory

"Chwała memu miastu!"

Spaceruję tą samą ścieżką, którą zwykłam dawniej chodzić
Przeskakuję ponad zniszczonym już dawno chodnikiem
Wsłuchując się w zgrzyt obcasów, dumnie kroczę
"Czy coś się stało? Może mogę jakoś pomóc?"
"Nie proszę Pani, ja tylko tak włóczę się bez celu"

Bo gdy rozglądam się wokół tego miasta
Wszystko wydaje się być jak kiedyś
Bo wszyscy ci ludzie, których w życiu spotkałam
Są cudem tego świata!
Tak, są cudem mego życia!
Są cudem tego świata!
Tak, są cudem mego świata!

Lubię gdy miasto dusi się swym gęstym powietrzem
A wszyscy ubrani są w letnie ciuchy i ciemne okulary
Lubię obserwować jak ścierają się tu ze sobą dwa obce światy
Rozumiesz wtedy ich, rozumiesz władzę
Wszyscy trzymają swoją stronę

Widzisz? My dłużej tego nie wytrzymamy!
Widzisz? Jak bardzo jesteśmy zjednoczeni!
Widzisz? My się na to nie nabierzemy!
Widzisz? Jak bardzo jesteśmy zjednoczeni!

Bo rozglądając się wokół tego miasta
Wszystko wydaje się być jak kiedyś
Bo wszyscy ci ludzie, których w życiu spotkałam
Są cudem tego świata!
Tak, są cudem mego życia!
Są cudem tego świata!
Tak, są cudem mego świata!



wtorek, 20 marca 2012

Skąd biorą się piosenki?

"Czasy genialnych kompozytorów już minęły!"


Ciekawe jak często i czy w ogóle ludzie, słuchając swoich ulubionych piosenek, zastanawiają się skąd biorą się te wszystkie chwytliwe melodie wybrzmiewające z radiowego głośnika. To pytanie wydawać by się mogło -  proste, wcale do takich nie należy. Oczywiście pomijając próbę odpowiedzi w sposób następujący "Piosenki rodzą się w czyjejś głowie" co oczywiście jest prawdą, ale od pomysłu zrodzonego w głowie do finalnej produkcji droga bardzo, bardzo długa i dodatkowo pełna zakrętów.

Jak powiedział mi kiedyś Pan Józef "Czasy genialnych kompozytorów już minęły!" i nie wiem czy tylko dlatego, żeby mnie pocieszyć, czy może jest to po prostu fakt.
Wystarczy jednak krótki przegląd po Wikipedii by stwierdzić, że dużo w tym prawdy. Rzadko bowiem, któryś z billboardowych hitów został napisany przez jedną osobę. Nie wiadomo tylko, czy  rodzi się to z potrzeby burzy mózgów, a więc połączenia talentów różnych ludzi, czy raczej trzymanie ręki na pulsie, aby milionów (o które tu przecież chodzi) było jeszcze więcej i by nie trafiły tylko do jednego portfela. Im większej liczbie ludzi będzie zależało na zarobieniu zielonych banknotów, tym większa będzie promocja piosenki , bo przecież razy x! To dobry punkt wyjścia, by zacząć od osoby autora!

"Piosenka jaka jest każdy widzi!" 


W uproszczeniu można powiedzieć, że do narodzin dziecka potrzeba dwóch osób. Tutaj sprawa jest o tyle prostsza, że płeć rodziców nie gra roli;) Potrzeba nam zatem autora tekstu 
i kompozytora muzyki. Oczywiście historia zna przypadki pewnej anomalii w postaci "2w1" pozostawiającej po sobie pomniki twardsze od spiżu, tutaj warto wspomnieć o takich perełkach jak "W pustej szklance pomarańcze,to dobytek mój", "Ja od A do Z  normalnie jestem B", "Czy ten Pan i Pani są w sobie zakochani?!", czy może perełka ostatnich dni "Góra dół, pieprz i sól". Oczywiście wszystkich autorów powyższych fragmentów pozdrawiam i gdyby kiedyś trafiło do Państwa moje demo jestem zwarty i gotowy do współpracy!
Warto dodać, że (dzięki Bogu) anomalia "2w1" nie zawsze jest anomalią i tutaj za przykład można podać m.in. Anię Dąbrowską, Kasię Nosowską, Adele, Karolinę Kozak itd.


W ostatnim czasie w Stanach Zjednoczonych podział ten wygląda nieco inaczej niż w Polsce. 
Pojęcie songwriter'a niestety już Amerykanom nie wystarczyło. Proces powstania/produkcji potencjalnego hitu przekształcili w następujący:


Track writer - to osoba, grupa producentów, która produkuje sam podkład muzyczny, 
w którym tak naprawdę nie ma melodii sensu stricto. Można by porównać to do jakiejkolwiek piosenki, w której wyciszyliśmy wokalistę.
Line writer - taka osoba otrzymuje wcześniej wyprodukowany "track" i traktując go jako bazę wymyśla linię melodyczną dla wokalisty. Bardzo często pisząc również tekst piosenki.
Lyrics writer - gdyby jednak Line writer okazał się analfabetą, dostaje on track'a z melodią zaśpiewaną na "Lalalala " i wymyśla jakieś "In empty glass there is duży las"!


Opisany powyżej proces to oczywiście nie zasada. Zdarzają się bowiem często przypadki 
z serii "2w1" , "3w1". Bardziej lub mniej udane jak to w każdej dziedzinie życia!


"Piosenka = dusza i ciało"     


Skoro mamy już duszę w postaci melodii oraz tekstu potrzeba nam gliny, aby ulepić ciało.
I tak oto w tym miejscu należy skupić się na osobie producenta. Producent w sensie wykonawczym to oczywiście wytwórnia płytowa, bo to ona zleca produkcję albumu, znaczenie to zmienia się, gdy spojrzymy na nie przez pryzmat muzyki.  W Polsce pojęcie producenta w amerykańskim znaczeniu stało się modne od "niedawna" (oczywiście zdarzały się wyjątki takie jak np. Grzegorz Ciechowski). Wcześniej w studiu jego obowiązki pełnił realizator dźwięku pomagając muzykom w utrwaleniu ich melodii.
Producent muzyczny to taka osoba, która tworzy wizję całego utworu. W przypadku gdy nie jest on kompozytorem danej piosenki, dostaje jej bardzo, bardzo wstępną i podstawową wersję (stworzoną przez kompozytora i tekściarza zazwyczaj linię wokalną na tle gitary, czy pianina) i lepi jej ciało. Ponieważ często są to multiinstrumentaliści większości nagrań dokonują sami, sporadycznie wynajmując kwartet smyczkowy czy innych muzyków.    

Demo, które bardzo często stanowi zbliżoną wersję ostatecznego produktu trafia do działu A&R (Artists and Repertoire). Dział ten zajmuje się relacjami między artystą i firmą. Można powiedzieć, że pełni po części rolę wspomnianego wcześniej producenta wykonawczego.  Pomaga w wyborze repertuaru, producenta muzycznego itp. itd. Na każdym etapie dogląda prac nad danym utworem, dając wskazówki co do zmian jeśli są one potrzebne.

W skrócie wygląda to tak:
1. Znajdujemy nowego ciekawego wokalistę/ lub mamy gwiazdę o ugruntowanej pozycji.
2. Dział A&R zaczyna swoją pracę. Robi wstępny wywiad z artystą, poznając jego predyspozycje, cechy, gatunek w jakim chciałby się obracać. Wspólnie dochodzą do wniosku, że artysta najlepiej czuję się w muzyce dance-popowej ;)
3. A&R otwiera swój notes , dzwoni do producenta muzycznego, który robi dobre taneczne kawałki i  mówi: "Słuchaj mam tu ciekawy głos, potrzebujemy paru hitów!"
4. Artysta spotyka się z producentem, jeżeli sam komponuje i pisze to ściśle współpracuje 
z producentem. Jeżeli nie A&R wraz z producentem zajmują się doborem repertuaru współpracując z innymi twórcami.
5. A&R przesłuchuje nagrany materiał (również na poszczególnych wcześniejszych etapach) daje wskazówki. Gdy szef działu A&R materiał akceptuje, pokazuje go Głównemu Producentowi Wykonawczemu (tzw. Executive Producer), którym najczęściej jest szef danej wytwórni i to do niego należy ostatnie słowo.
6. Materiał wysyłany jest do tłoczni i drukarni skąd wędruje poprzez dystrybucję do Twojego najbliższego EMPIKu:)



"Sukces zależy od dobrego planu!"

Dla znużonych długością tego artykułu zaprezentuje parę ciekawostek. Otóż poniżej przykłady demówek hitów, które na pewno znacie z radia czy niejednej imprezy:)


Beyonce - "Halo" autor i producent Ryan Tedder
http://www.youtube.com/watch?v=UBVBMn9HR1E&feature=related   



Beyonce - "Irreplaceable" autor Neyo producent Stargate
http://www.youtube.com/watch?v=234aEjIvKPM


Rihanna - "Rude Boy" autor Ester Dean, Stargate producent Stargate
http://www.youtube.com/watch?v=jIdqeuXNuwU&feature=related


Eminem ft. Rihanna - "Love The Way You Lie" autor Holly Brook, producent Alexander Grant
http://www.youtube.com/watch?v=vGVGove7IsI 


One Republic - All The Right Moves autor i producent Ryan Tedder
http://www.youtube.com/watch?v=FlcwJ4V3Cnc 


Beyonce - If I Were a Boy , autor i producent Toby Gad
http://www.youtube.com/watch?v=EdjtO4iKU-A


 "Współczesny Panteon Profesjonalistów"


Paweł Jóźwicki - A&R, Dyrektor artystyczny BMG, szef i założyciel JazzBoy Records, Sissy Records, Producent Wykonawczy. Twórca sukcesu Ani Dąbrowskiej, Moniki Brodki, Eweliny Flinty, Tomka Makowieckiego, Comy, Cool Kids of Death,  Duetu Kayah & Bregovic ,czy piosenek takich jak "Nie kłam,że kochasz mnie", "To nie tak jak myślisz", "Z ciszą pośród czterech ścian", "Miłość na wybiegu", "Daj mi chwilę".

Jarosław Szlagowski - A&R, Dyrektor artystyczny Universal Music Polska oraz Magic Records,  nadzoruje wszystkie krajowe produkcje artystów Universal'a oraz Magic Records.

Tomasz Grewiński - współzałożyciel firmy Kayax, twórca sukcesu Krzysztofa Kiljańskiego, Marii Peszek, Zakopower i wielu innych.

Antonio "LA" Reid - producent wykonawczy, producent muzyczny, prezes Arista Records, Island Def Jam Music Group, Epic records. Twórca sukcesu Avril Lavigne, P!nk, Dido, Mariah CareyJustin BieberRihannaKanye WestToni BraxtonNicki MinajTLCUsherCiara czy OutKast.

Jimmy Iovine - prezes Interscope Geffen A&M Records, wytwórni współpracującej z U2,Dr. DreSheryl CrowMary J. BligeEminememGwen StefaniThe Black Eyed Peas i Game'm.
Twórca sukcesu Lady Gagi (po uprzednim rozwiązaniu kontraktu przez Antonio LA Reid'a).

Bogdan Kondracki - Producent muzyczny, multiinstrumentalista,  produkował m.in. płyty dr.noAni DąbrowskiejMaryli RodowiczTomasza MakowieckiegoMoniki Brodki, Edyty Górniak, Karoliny Kozak. 

Timothy Mosley - Producent muzyczny, Nelly FurtadoJustina Timberlake'a50 CentKelisJohn CenaThe Pussycat DollsAaliyahGinuwine'aMadonnyKeri Hilson czy Matta Pokory.

Alexander Grant - Kompozytor, producent muzyczny hitów takich jak "Airplanes", "Love The Way You Lie", "I need a doctor".

Stargate - team producencki dwóch Finów, odpowiedzialnych za hity RIhanny, Beyonce, Neyo,  Chrisa Browna.

Max Martin - producent i autor tekstów piosenek. Współpracował między innymi z Ace of Base'N SyncJessicą FolkerBritney Spears,P!nkBackstreet BoysKaty PerryKelly ClarksonLeilą KArmy of LoversApocalypticąKe$hąTaio Cruzem, Avril Lavigne 
 Usherem. 


"Dawne czasy, a dzisiaj"


Ponieważ nie sięgam pamięcią tak daleko wstecz, nie mam za wiele informacji na temat przebiegu procesu narodzin piosenek w czasach rozkwitu muzyki rozrywkowej lat 70,80 czy 90.
Jedno jest pewne, szkoda, że dzisiaj wielu artystów nazywa się autorami tekstów, kompozytorami, kiedy tak naprawdę ich największym talentem jest wokal jaki posiadają. Tworzą piosenki, które niestety w wielu przypadkach okazują się "Gniotus Pospolitus". 
A przecież ich aksamitny głos mógłby pięknie zaśpiewać zapadające na długo w pamięci melodie z odpowiednim tekstem, tak jak miało to miejsce kilkadziesiąt czy kilkanaście lat temu na przykładzie Agnieszki Osieckiej, Katarzyny Gaertner, Wojciecha Młynarskiego, Marka Dutkiewicza czy Seweryna Krajewskiego. 

Przy okazji tego tematu przypomniał mi się klimat piosenek lat 90, który zresztą uważam chyba za najlepszy czas polskiej piosenki. Varius Manx i jego wokalistki, Kasia Kowalska, Republika, Hey, Wilki, Myslovitz.


http://www.youtube.com/watch?v=aWFtbV4HBBo&ob=av2n


http://www.youtube.com/watch?v=ZWe7NHn3ZBU&feature=relmfu


http://www.youtube.com/watch?v=ySvjQuqLh5g


http://www.youtube.com/watch?v=AmRB7bbJhT0


Ale o tym chyba w następnym odcinku!  


  

wtorek, 6 marca 2012

David Gilmour - On An Island

"(..)Encumbered forever by desire and ambition There's a hunger still unsatisfied(..)" i tak jak aktualne były te słowa blisko 20 lat temu, kiedy "High Hopes" wraz z albumem "The Division Bell" miało swoją premierę. Tak i dzisiaj zagonieni, sponiewierani współczesnością, karierą, pracą sprawiamy, że głód sukcesu zamiast zmniejszać się, staje się już prawie niemożliwy do zaspokojenia. 
Ale są jeszcze pewne lekarstwa, środki, które choć na chwilę wyciągają nas z tego niekończącego się wyścigu.
Dzisiaj  6. marca, rocznic kryje w sobie kilka.
66 lat temu na świat przyszła osoba, która zmieniła w moim życiu wiele - David Gilmour - the Voice and Guitar of Pink Floyd! Ale to nie wszystko, również dzisiaj mija 6 lat od premiery trzeciego solowego albumu Gilmour'a , płyty "On An Island", która tak jak i pozostały dorobek artystyczny zdolnego Anglika stanowi odtrutkę na to co serwuje nam dzisiejszy świat.

David Gilmour urodził i wychował się w Cambridge, w rodzinie nauczycielki oraz wykładowcy tamtejszego Uniwersytetu. 
W wieku 13 lat z pomocą podręcznika instruktażowego nauczył się podstaw gry na gitarze i pewnie nie podejrzewał, że kiedyś los ,czas poświęcony na ćwiczenia, odwzajemni mu sumą 80 milionów funtów, bo na tyle obecnie szacowany jest majątek gitarzysty. W wieku 18 lat musiał całkowicie się usamodzielnić, gdy jego rodzice wyjechali na stałe do Stanów Zjednoczonych.
Od kiedy tylko poznałem sylwetkę i twórczość Sir David'a [(od 2003 komandor Orderu Imperium Brytyjskiego) i w tym miejscu należałoby podziękować Natalii Kwiatkowskiej i Maciejowi Taladze] spostrzegam go jako osobę szalenie mądrą, inteligentną i dobrze wykształconą. Praktycznie nie znam innego rockman'a, który przejawiałby podobne cechy. Być może mało wiem, ale kto w czasie najlepszym na promocję - koncercie Live 8 w 2005 roku sprzeciwiłby się zagraniu 'Another Brick in The Wall", komentując, iż przesłanie "We don't need no education" nie jest najlepszym na tę okazję lub przekazał 3,6 mln funtów ze sprzedaży londyńskiej posiadłości na działalność pewnej fundacji.
Zawsze spokojny ton, przemyślane wypowiedzi, nienaganny wizerunek - to właśnie nikt inny jak David Gilmour. 
Pomijam tych kilka "szczegółów" jakimi są te oto fakty: gitarzysta, wokalista, perkusista, saksofonista, basista, kompozytor, producent, licencjonowany pilot, poliglota m.in język francuski, hiszpański, filantrop, czy w końcu mąż i ojciec.

(David Gilmour na saksofonie )

"On An Island" to album bardzo spokojny, odzwierciedlający dojrzałość autora. 10 pozycji wydanych w formie digipack'u na kształt książki. Samo już opakowanie zapowiada, że będzie to coś niezwykłego. 
Koniecznie przy przedstawianiu tej pozycji trzeba wspomnieć o dwóch silnych, polskich akcentach. Są nimi Zbigniew Preisner (autor orkiestracji) oraz Leszek Możdżer (udzielił się w nagraniach jako pianista).
Tekstowo Gilmour'a wsparła dziennikarka, pisarka Polly Samson, prywatnie jego żona. Wydaje się, że On An Island to spójna historia, podróż, podczas której kilkukrotnie mamy do czynienia z mniejszymi, czy większymi zmianami nastrojów, jednak wciąż oscylujących wokół jednej formy.Celowo nie będę zbytnio skupiał się na muzycznej zawartości krążka, ponieważ uważam, że raz ze względu na siebie, byłaby to ocena subiektywna, a dwa nie przystoi oceniać Mistrza! Jedno jest pewne, podpisuję się obiema rękoma pod stwierdzeniem, że płytę tę trzeba mieć, przesłuchać i powracać do niej od czasu do czasu.
Ulubione pozycje: senne "On An Island", agresywne "Take a Breath", czy intrygujące 
"A Pocketful of Stones".

Z promocją płyty "On An Island" wiąże się jedyny koncert David'a Gilmour'a w Polsce, jakim był występ w Gdańskiej Stoczni. Niestety nie było mi dane uczestniczyć w tym koncercie, czego bardzo, bardzo żałuję. Bo choć w wywiadzie udzielonym "Trójce" (zaraz po koncercie) Gilmour zapowiada,że za niedługo wróci do Polski, wychodzi na to, iż zmienił swoje plany. Na samym koncercie nie byłem obecny, ale zdarzyło się coś, co do dzisiaj i pewnie przez całe życie będę wspominał. 
Podczas pobytu D.G. w Polsce nagrywałem wszystkie wywiady emitowane w "Trójce", dokonując późniejszej transkrypcji na język angielski (polski dubbing uniemożliwiał po części odbiór). Parę dni po wysłaniu materiału Manager Paul Losby wysłał mi maila z prośbą o adres. I tak za parę dni dostałem paczkę z gadżetami w podziękowaniu za przesłane nagrania.
Prosiłem o autograf, jednak Gilmour daje je niechętnie, a prawie nigdy.

Cóż mam nadzieję,że tak jak mój Mistrz obiecywał, zawita do Polski ponownie, do Krakowa, który tak bardzo przypadł mu do gustu!

wtorek, 21 lutego 2012

Karolina Kozak - Mimochodem

Kozak - grzyb, but, mieszkaniec wschodnich stepów, ukraiński taniec? Nie, nie to utalentowany muzyk, tekściarz, wokalista, prezenter. Tak to mowa o niej - o Karolinie Kozak!

Nie pamiętam dokładnie kiedy pierwszy raz zetknąłem się z osobą Karoliny. Kojarzę chyba moment, w którym w jednej ze stacji muzycznych emitowany był video klip do jej pierwszego, solowego singla "Razem zestarzejmysię" [http://www.youtube.com/watch?v=oGNLGJxPwRo].Niestety moja ówczesna wrażliwość muzyczna nie rozumiała tej piosenki. Pomyślałem: "Jezu ma dready, a smęci i śpiewa o tematach godnych 40 letniej kobiety przechodzącej jakiś osobowościowy kryzys". 
Dzięki Bogu z czasem nauczyłem się rozumieć wiele rzeczy i dziś mogę powiedzieć,że piosenka ta jest bardzo nastrojowym utworem z niebanalnym tekstem i choć może słabą muzycznie zwrotką, ale za to z wspaniałym refrenem. Melodia refrenu dostarcza takich uczuć 
i emocji, że śmiało można powiedzieć: życzę każdemu takiego refrenu!

Ale momencik, momencik.. to nie o płycie "Tak zwyczajny dzień" ma być dzisiaj mowa. Kończąc ten przydługawy wstęp, przejdźmy do konkretów.

Po 5 latach Karolina powraca z nowym krążkiem o nazwie "Homemade". Nazwa tajemnicza zbytnio nie jest i podejrzewam, że podkreśla sposób w jaki album powstał. Choć u Karoliny 
w mieszkaniu orkiestra Sinfonia Varsovia raczej się nie zmieściła! 
Przede wszystkim, pierwsza rzecz na jaką zwróciłem uwagę to wizualna przemiana Karoliny. 
Z długimi włosami wygląda po prostu przepięknie! [http://www.youtube.com/watch?v=Gsk0Md6F-pI]  
Z faktów generalnych:
"Homemade" premiera 5 marca, wydawnictwo pod skrzydłami już nie Jazzboy Records, 
a w całości Sony Music Polska (szkoda...). Przy powstawaniu longplaya udział wzięło wielu utalentowanych muzyków znanych od dawna Karolinie. Wszyscy bowiem tworzą zgraną paczkę o ile nawet nie muzyczną rodzinę. "Domowej Roboty" płyta nie jest ich pierwszym wspólnym dokonaniem. I tak produkcją zajęła się Kasia Piszek (klawiszowiec Ani Dąbrowskiej, współkompozytor wielu znanych Wam z radia hitów), miks i mastering nikt inny jak sam Andrzej Smolik. Muzycznie projekt wsparli również m.in. Marcin Ułanowski (również perkusista zespołu m.in. Ani Dąbrowskiej) oraz sam Bogdan Kondracki. I tutaj nie uwierzę, że Pan Bodzio poza grą na basie i chórkami nie udzielił się na płycie w inny sposób. Na pewno nie raz ratował Kasię w sytuacji produkcyjnego potrzasku. Wszak jego wiedza i dorobek producencki jest chyba marzeniem każdego młodego muzyka, czyli np. moim :)

O samej zawartości płyty na chwilę obecną za wiele powiedzieć nie można. Znany jest nam tylko pierwszy singiel pt. "Mimochodem". [http://www.youtube.com/watch?v=DvbmS0-GsrA&ob=av2n].
I tutaj Karolina zaskakuje. Kto przyzwyczaił się do spokojnych, nastrojowych melodii , może czuć się zawiedziony, jednak mnie takie uczucie nie doskwiera. Ja czuję wielką świeżość.
Utwór jest w pewnym stopniu dość pretensjonalny. Porusza tematy [moją prywatną interpretacją stwierdzone] ocierające się o  występowanie wszechobecnej sztuczności, wyścigu szczurów czy braku bliskości. O zaprogramowanych uczuciach,  nieustannej walce. Puentą numeru jest to, iż autor[a więc Karolina] stanowczo protestuje i nie odnajduje się 
w takim świecie. Można stwierdzić,że ktoś stara się to na niej wymusić, ale ona nigdy na to się nie zgodzi. Nie chce przechodzić obok uczuć, świata mimochodem, a więc obojętnie, nie przywiązując do nich wagi, dbając tylko o własny interes. Piosenka o pięknym przesłaniu. Szanujmy się nawzajem i dostrzegajmy piękno codziennego życia. Może brzmi to banalnie, ale czy nie jest tak,że  troszkę o tym zapominamy?
Muzycznie w moim mniemaniu jest całkiem dobrze, choć niektórzy z moich znajomych mówili, iż utwór już po chwili staje się monotonny. Ja bardziej nazwałbym to wpadaniem w trans, 
w którym zaczynamy analizować wyśpiewane słowa i czuć jak bardzo są one nam bliskie.
Ryzykownym posunięciem jest umiejscowienie refrenu - słuchacz musi troszkę poczekać, aby go usłyszeć. Ale moim zdaniem warto!
Nie można przejść obojętne wobec porównań "Mimochodem" do Unfinished Sympathy Massive Attack. Są one jednak zbyt daleko idące. I jeżeli Kasia Piszek czy Karolina znały ten utwór wcześniej, jest to raczej nieświadoma inspiracja i to w dodatku w  bardzo bardzo małym stopniu. Ja osobiście nie słyszę za dużo podobieństw poza niektórymi partiami smyków.
I na końcu trzeba by wspomnieć o dość intrygującym klipie. Teledysk nakręcono w Stanach Zjednoczonych. Wraz z muzyką stanowi on przyjemnie zgraną formę. 
Ciekawostką jest to, iż aktorka demolująca auto bała się zagrać sceny z uderzaniem kijem baseballowym o szybkę samochodu. Zgadnijcie kto ją zdublował? Oczywiście Karolina!

Odnajdując piosenkę "Mimochodem" na soundcloud'zie Sony Music towarzyszyło mi uczucie podobne do tego, gdy słuchałem po raz pierwszy "W pięciu smakach" Brodki.
Mianowicie, duży, duży sukces. I pewnie znów będę musiał się denerwować, że kiedy ja zamieszczałem ten utwór na swojej facebook'owej ścianie nie cieszył się on zbytnio zainteresowaniem znajomych, lecz kiedy stanie się "modny" będę musiał oglądać linki do niego prowadzące w podobnych ilościach co "Somebody That I Used To Know" Gotye!

Na pewno w okolicach 5 marca udam się do katowickiego Empiku celem zakupienia tego krążka do swojej kolekcji, no chyba,że Karola podeśle mi go ze swoim autografem? ;)
No matter what, kiedy usłyszę więcej na pewno podzielę się swoimi spostrzeżeniami!
I Wam też to radzę, bo Karolina to naprawdę muzyczny Kozak!

bart@songwriter4hire.com

wtorek, 14 lutego 2012

And the Grammy 2012 goes to....?!

Co to jest Grammy?
Z pewnością można powiedzieć,że Nagroda Grammy (skrót od słowa Gramophone) to Oscary muzycznego świata. Właściwe takie porównanie na pierwszy rzut oka wydaje jest nieco niesprawiedliwe i krzywdzące. Dlaczego nie nazwać bowiem Oscara filmowym Grammy?! Ostatecznie konflikt porównań powinna rozwiązać informacja, iż Oscar to o 31 lat starszy kolega Grammy, co świadczy przede wszystkim o jego dłuższym, 
w show-businessie, stażu i dla niektórych osób pewnie większym prestiżu.
Nagrody to rezultat głosowań i rozważań członków oraz ekspertów Narodowej Akademii Sztuki i Techniki Rejestracji w celu uhonorowania osiągnięć w dziedzinie muzyki. Amerykański przemysł muzyczny lubi podwyższać swoją rangę poprzez używanie poważnych 
i wyrafinowanych nazw. Prawda?! 
W swojej historii nagrody te wręczane były w różnych miejscach Ameryki. Zaczynając od Nowego Jorku, Los Angeles (do 1971 zarówno tu i tu), a kończąc na Nashville.
Warto również wspomnieć o tym, że walka o prawa do transmisji między znanymi stacjami TV (CBS i ABC) była bezpośrednią przyczyną powstania konkurencyjnych American Music Awards. Jak nie można mieć oryginału to tworzy się podróbkę. Wystarczy zmienić nazwę i o to jest! Unikalny produkt!

Kategorie.
W tym roku po raz pierwszy skusiłem się, aby oglądnąć "na żywo" całą ceremonię. Oczywiście nie osobiście, ale za pomocą YouTube'a. Niestety moje założenia w znacznej części okazały się klęską, ponieważ wytrwałem tylko do części tzw. "zapychaczy". Są to mało medialne kategorie, które wręczane są podczas zjeżdżania się 
i kroczenia po czerwonym dywanie "prawdziwych i jedynych gwiazd". 
Z jednej strony uważam,że to naprawdę jakaś kiepska nobilitacja mainstream-owych kategorii, z drugiej jednak gdyby wszystkie z 78 kategorii miały być przedstawiane w ten sam sposób jak "General Fields" (o których napiszę później) to w 2011 roku Lady Gagę zjadłyby robaki, a w roku obecnym Rihanna nabawiłaby się niezłego przeziębienia, nie wspominając o Bruno Marsie, któremu do końca życie nerwica dawałaby się we znaki. 
Obszary generalne (ang. general fields) to własnie te kategorie, o które rozchodzi się najbardziej. To one są prawdziwym show, na które wszyscy czekają. No może prawie wszyscy, bo ja jednak usnąłem z myślą, że nazajutrz oglądnę powtórkę.

  • Album of the Year - nagradza wykonawcę oraz zespół produkcyjny całego albumu.
  • Record of the Year - nagradza wykonawcę oraz zespół produkcyjny danego nagrania.
  • Song of the Year - nagradza autorów/kompozytorów piosenki.
  • Best New Artist - nagradza wykonawcę, który wydał w określonym czasie swoje pierwsze dzieło, które zapewniło mu rozpoznawalność (zdarza się jednak, że dane wydawnictwo nie musi być debiutanckim).
Nominacje.
Kategorie główne:
  • Album of the Year - Adele - 21
nominowani: Foo Fighters - Wasting Light, Lady Gaga - Born This Way
Bruno Mars - Doo-Woops & Hooligans, Rihanna -  Loud
  • Record of the Year - Adele - Rolling In The Deep
nominowani: Bon Iver - Holocene, Bruno Mars - Grenade, Mumford & sons - The Cave
Katy Perry - Firework
  • Song of the Year - Adele - Rolling In The Deep
nominowani: Bon Iver - Holocene, Bruno Mars - Grenade, Mumford & sons - The Cave, 
Kanye West - All of the lights  
  • Best New Artist - Bon Iver
nominowani: The Band Perry (moi faworyci), J.Cole, Nicki Minaj, Skrillex

Triumf Adele i inne okoliczności.
Niezaprzeczalnym jest to, że Adele zasłużyła sobie na wszystkie wygrane jakie otrzymała (warto wspomnieć, że za album 19 Adele ma już Grammy w kategorii Best New Artist, można powiedzieć,że wygrała więc wszystko!). Była wielkim zjawiskiem roku 2011. Pokazała, że muzyka potrafi obronić się sama, bez zbędnych "gołych tyłków" czy innych części ciała. Co więcej przywróciła wiarę w szczerość, swobodę bycia sobą. 
Na poparcie tej tezy można przywołać sytuację podczas dziękowania po zgarnięciu statuetki Albumu Roku: Adele żartuje sama z siebie odwracając się od mikrofonu mówiąc "O jeju, ale mam śpika", wprawiając publiczność w ogromny śmiech i radość.
Była jednak (moim zdaniem) podczas tej gali osoba poszkodowana. Mam na myśli Bruno Marsa. Rok 2011 również należał do niego. Kto z Was nie słyszał "Just They Way You Are" czy "Grenade"?! Jego album jest naprawdę przyzwoitym popem, dobrze przemyślanym, 
z wpadającymi w ucho melodiami i aranżami. Myślę, że gdyby Adele odstąpiła Record Of The Year lub Song Of The Year Marsowi, nie byłaby wiele stratna, a on na pewno zostałby przez to doceniony. Nie zmienia to faktu, że bardzo śmiesznym było to, jak podczas przedstawiania nominowanych w ostatniej kategorii, w której Bruno Mars mógł zdobyć nagrodę, gdy okazało się, że wygrała Adele, Bruno Mars zaczął tupać i skakać cały ze zdenerwowania. No cóż artyści muszą nauczyć się również przegrywać.   
No własnie, wielki przegrany? Chyba jest nim Lady Gaga. Niestety, co za dużo to niezdrowo?! Album po albumie, singiel po singlu, widocznie ludzie w ostatnich 3 latach przejedli się już kontrowersją i aranżacją, 
w niektórych momentach przypominającą Disco Polo lat 90tych (w tym momencie należy ostrzec RiRi, jej singiel You Da One, choć bardzo przypadł mi do gustu, wielkiego sukcesu nie odnosi).
Dzisiaj przeczytałem, iż Panna Adkins (bo tak nazywa się Adele) na gorąco po zakończeniu ceremonii ogłosiła, iż po kilku latach promocji dwóch albumów robi sobie 4-5 letnią przerwę, aby skupić się na życiu prywatnym 
i dać od siebie odpocząć. 
Cóż, czyżby był to kolejny dowód na to jak wyjątkową i przyziemną osobą jest pulchna Brytyjka?

Na koniec ciekawostka, a nawet dwie!
Podczas ceremonii wszystkim wręczane są te same, uniwersalne statuetki. Dopiero po odczytaniu zwycięzcy 
i zakończeniu imprezy, każdy wygrany dostaje swój pozłacany gramofon z wygrawerowanym imieniem 
i kategorią. Ma to na celu ochronę wyników, aby nikt spoza ścisłego kręgu nie dowiedział się o tegorocznym wyborze.

Grammy 2012 to pierwszy występ Adele od przeprowadzonej pod koniec roku operacji usunięcia polipów ze strun głosowych. W krótkim wywiadzie podczas transmisji Ryan Tedder (wokalista One Republic, producent hitów Beyonce, Leony Lewis czy piosenki Turning Tables 
z albumu 21 -  Adele, za który jako kompozytor i producent również dostał Grammy patrz Album Of The Year) powiedział, iż bardzo przeżywał operację swojej współpracowniczki - bał się, iż nie wróci do pełnej formy. Gdy jednak usłyszał pierwsze dźwięki Rolling In The Deep podczas występu na ceremonii , odetchnął z ulgą! Cóż Adele głos ma niepowtarzalny!

Linki:
-nominację i ogłoszenie wyników w głównych kategoriach

-Foo Fighters i najlepszy występ rockowy

-wywiad z Ryan'em Tedder'em

www.grammy.com
-oficjalna strona Grammy Awards

bart@songwriter4hire.com